Warning: Attempt to read property "innertext" on null in /var/www/html/d_ero/inc/inc.php on line 80
Eroteo

Trzymajcie poziom cukru pod kontrolą, chłopcy, ponieważ ten produkt spowoduje szybsze rozczarowanie niż dietetyczny napój gazowany, który obiecał smak. Na pierwszy rzut oka "candyfliip" wygląda, jakby mógł dostarczyć towar. Sama nazwa brzmi jak coś, co powinno być otynkowane z boku słupa striptizerki z brokatem padającym z nieba. Ale pozwólcie, że teraz obiema nogami i butem ze stalowym noskiem podepczę wasze marzenia: to nie jest strona, na którą liczyliście. Nie, to jest candyfliip - przez dwa "i", nie przez dwa "p". To drugie p? Ukrywa się gdzieś za paywallem, strzegąc cycków, jakby to był ostatni poziom bossa w PornHub. Ta wersja? To darmowe konto OnlyFans i powiem ci, że jest tak erotyczne jak łyżka Splendy. Myślałeś, że wchodzisz w cukrową śpiączkę, ale to nie jest fabryka Willy'ego Wonki, to pieprzony Whole Foods - czysty, zielony i boleśnie suchy.

Mamy tu, panowie, stronę OnlyFans, która najwyraźniej pomyliła się z Instagramem. Do diabła, czasami nie jest nawet tak dobra. Jeśli kiedykolwiek zrobiłeś sobie selfie na siłowni, gdzie oświetlenie było wyłączone, a pozowanie było połowiczne, gratulacje, jesteś dokładnie tą grupą demograficzną, dla której to konto zostało stworzone. Nie ma nagości. Żadnej. Zero. Zero. Nie ma nawet śladu sutka. Najbliżej skóry jest biceps lub biodro, które przypadkowo trafia w kadr. Przyszedłeś szukać cukierków, a dostałeś pieprzony koktajl z jarmużu. To jedna z tych stron, które zmuszają cię do zadania sobie pytania: "Czy jestem prostakiem?". Ponieważ musiałbyś nim być - nie ma innego wytłumaczenia dla pozostania w pobliżu. Nie ma tu żadnych drażniących scen, żadnych ryzykownych zdjęć bielizny, ani nawet klasycznych postów typu "ups, zsunął mi się ręcznik". To OnlyFans dla facetów, którzy mówią "dzień dobry piękna" kobietom, które nigdy nie odpowiadają.

I nie daj się zwieść samej liczbie postów. Tak, jest tu ponad tysiąc materiałów. To może brzmieć obiecująco - może, tylko może, jest diament zakopany w gruzach bez coochie. Ale nie, mój przyjacielu. Przewinąłem, sprawdziłem, poświęciłem swoje zdrowie psychiczne, a to, co znalazłem, było pustynią pożądania. Cmentarz treści. Nagrobek głosi: "Here Lies Your Boner - Killed by a Motivational Selfie".

DM-y otwarte, nadzieja nie

Okej, okej, więc może ona nie rozbiera się na głównym kanale. Może myślisz, że możesz zrobić sobie zdjęcie w DM i odblokować ukryte poziomy. W końcu mówi, że jest otwarta na zalotne wiadomości. To duże słowo. Zalotne. Zwisa tam jak marchewka na patyku. Sprawia, że myślisz, że mogłaby wysłać cycka. Ale taka jest rzeczywistość: wślizgnięcie się do tych DM jest jak wrzucenie zdjęcia kutasa do kościelnego kosza. Nie otrzymujesz błogosławieństwa - stajesz się duchem. Albo, co gorsza, otrzymujesz ogólne "Dzięki, hun" i przypomnienie o zasubskrybowaniu drugiej strony z drugim p. A jednak, ona tam jest, publikując podpisy, jakby była bliźniaczką Dalai Lamy z OnlyFans.

Poważnie, pozwól, że przeczytam ci linijkę prosto z kanału: "Wszystko w życiu jest tymczasowe - złe i dobre. Ale to właśnie uczy nas doceniać każdą chwilę". Wytatuowałbym to sobie na tyłku, gdyby pasowała do tego para cycków. Ale zamiast tego, towarzyszący obraz? Pieprzone selfie. Proste zdjęcie twarzy bez ani jednego śladu dekoltu. To tak, jakby próbowała być głęboka, stojąc w kałuży. Gdybym chciał, żeby mój kutas płakał, obejrzałbym smutny film, a nie czytał cholerny cytat z Pinteresta obok zdjęcia czyichś kości policzkowych.

Strona wygląda jak seminarium samopomocy organizowane na pustkowiu bez stringów. Ona pisze o wibracjach. O pozytywności. O "utrzymywaniu przestrzeni dla swojego uzdrowienia". Jedyną rzeczą, którą trzymam, jest mój miękki, rozczarowany kutas. Jeśli to jest flirt, to jestem dziewiczym buddyjskim mnichem modlącym się o oświecenie poprzez moc braku nagości i emocjonalnej jasności. I tu jest kicker: ona nawet nie próbuje zrównoważyć tego ani jedną prowokującą pozą. Żadnych zsunięć ramion, żadnych wygiętych pleców, żadnych kątów kamery, które nawet sugerowałyby grzech. To jak wejście do klubu ze striptizem, gdzie wszystkie tancerki są mówcami motywacyjnymi ubranymi w spodnie do jogi.

Fapless Wonderland

Co więc pozostało? Czy jest coś - cokolwiek - aby wycisnąć kroplę spermy z tego cmentarza treści? Strona może pochwalić się ponad 1000 przesłanych multimediów. To bardzo dużo. To wystarczająco dużo, by stworzyć całą cholerną encyklopedię OnlyFans. Można by pomyśleć, że coś tam wywoła sztywność. Ale nie. Ani jednej pułapki pragnienia. Ani jednego sugestywnego mrugnięcia, które sprawiłoby, że podniosłeś brew, nie mówiąc już o bonerze. Są zdjęcia z siłowni. Spodnie do jogi. Rozciągliwe stroje. Ale wszystko to sprawia wrażenie, jakby zostało stworzone przez kogoś, kto uważa, że termin "seksowny" jest zbyt agresywny dla jej marki. To wizualny odpowiednik seksu misjonarskiego, w którym nikt nie nawiązuje kontaktu wzrokowego, a światła są wyłączone.

Każdy post krzyczy: "Poznaj mnie!" zamiast "Chodź mnie przelecieć!". Co, w porządku, świetnie - poznaj swoją królową i tak dalej. Ale nie zasubskrybowałem darmowego OnlyFans, aby dowiedzieć się o czyichś codziennych afirmacjach. To nie jest wykład TED. Przyszedłem po cycki, a nie na terapię. Jej podpisy brzmiały, jakby zostały skradzione z dziennika marzeń nastolatki. Rzeczy takie jak "Nie ścigaj miłości, stań się nią" otynkowane na przefiltrowanym selfie z wystarczającą ilością makijażu, by udusić Kardashian. Nie ma w tym przewagi. Żadnego ryzyka. Tylko czyste rozczarowanie owinięte w crop topy i szczerbate uśmiechy.

Nawet gdy publikuje coś niejasno związanego z tyłkiem - jak "oto mój tyłek w legginsach" - to jest to samo zmęczone gówno, które widzimy od 2014 roku. Tyłek przed lustrem. Tyłek na macie do jogi. Tyłek w pozie, która krzyczy "właśnie zrobiłam trzy przysiady i teraz jestem boginią". Byliśmy tam. Doszliśmy do tego. Przeszliśmy dalej. Standard jest teraz wyższy. Jeśli przewijam 1000 zdjęć i żadne z nich nie sprawia, że chcę się rozpakować, to nie robisz OnlyFans - prowadzisz gloryfikowaną tablicę Pinterest.

Prawdziwe drzwi do sklepu ze słodyczami są zamknięte za paywallem

Rzucę jej kość - ona naprawdę rozmawia. To znaczy, w morzu królowych duchów, które traktują swoich subskrybentów jak licznik statystyk, ta faktycznie pojawia się w skrzynce odbiorczej i mówi gówno. Nie automatyczne odpowiedzi. Nie te fałszywe skrypty "hej kochanie", które sprawiają, że czujesz się, jakbyś rozmawiał z chatbotem z implantem piersi. Candyfliip wysyła wiadomości. Będzie strzelać gównem, trochę flirtować, może nawet zapamięta twoje imię, jeśli masz szczęście lub jesteś wystarczająco napalony. Ta interakcja? To jest przynęta. To błyszczący obiekt zwisający przed twoją niebieską desperacją. Jesteś tam, głaszcząc swoje ego - może też coś innego - myśląc: "Cholera, ona trochę na mnie leci". Ale wtedy następuje zwrot akcji. Stary switcheroo. Ponieważ bez względu na to, jak słodkie stają się przekomarzania, jesteś prowadzony jak owca prosto do rzeźni płatnej strony.

O to właśnie chodzi w tym darmowym występie. Tu nie chodzi o budowanie społeczności. To nie jest jakaś organiczna dziewczyna z sąsiedztwa. To zwykły marketing owinięty w spodenki gimnastyczne i motywacyjne napisy. To laska z kiosku w centrum handlowym, która udaje, że obchodzi ją twój dzień tylko po to, by wcisnąć ci do ręki produkt i poprosić o kartę kredytową. I szczerze? Rekwizyty. To w pewien sposób genialne. Gra na luzie, utrzymuje lekką atmosferę i PG na darmowym kanale, jednocześnie szepcząc sekrety NSFW do DM, takie jak: "Chcesz dobrych rzeczy? Po prostu kliknij drugi link, kochanie". I tak - jeśli klikniesz na płatną stronę, to właśnie tam przestaje grać nieśmiałą. Nagle legginsy znikają, cukier staje się lepki, a treść faktycznie pamięta, na jakiej stronie się znajduje.

Ale nie udawajmy, że ta darmowa strona nie jest tylko lejkiem. Jest to gra wstępna, godzina koktajlowa, w której popijasz selfie i dostajesz niebieski balon z cytatami z jej kalendarza jogi. To softcore'owa przynęta z hardcore'owym upsellerem. To znaczy, nie zrozum mnie źle, ona nie robi nic nielegalnego ani nawet szczególnie złego - to biznes. Ale to nie znaczy, że muszę tu siedzieć i klaskać jak wytresowana foka, podczas gdy ona daje mi jedno rozmazane selfie z siłowni i przypomina, że "rozwój jest bolesny, ale warto". Wzrost? Kochanie, jedyną rzeczą, która rośnie, jest moja wściekłość, gdy zdaję sobie sprawę, że jestem pięć dni głęboko w twoim kanale i nadal nie widziałem sutka.